Suns nie mieli innego wyjścia, jak zwolnić Franka Vogela, ale nie pozwól, aby uszło to na sucho właścicielowi Mattowi Ishbii

PHOENIX — W zeszłym tygodniu Matt Ishbia przez około 30 minut mówił o tym, jak dobrzy są Phoenix Suns. Jak blisko są mistrzostwa. Kpił z krajowych komentarzy, które sugerowały, że dom organizacji płonął. Powiedział, że słońce ma się świetnie.

Tydzień później Ishbia i dyrektor generalny James Jones zwolnili głównego trenera Franka Vogela po jednym rozczarowującym sezonie. Phoenix, który miał być pretendentem do tytułu, palił w pierwszej rundzie, został wyeliminowany i w większości niezdolny do rywalizacji w czterech meczach przeciwko Minnesota Timberwolves. Ktoś musiał przyjąć na siebie upadek. W czwartek tą osobą był Vogel.

Vogel rozpoczynał karierę w NBA w sali wideo, a na pustyni nie miał zbyt wielu okazji. Był trenerem nastawionym na defensywę, a jego skład był wymagający w defensywie. Przewidział zdenerwowanie, którego Suns, zbudowane na gwiazdorskiej potędze Devina Bookera, Kevina Duranta i Bradleya Beala, nie były w stanie osiągnąć. Dodatkowo Suns brakowało prawdziwego rozgrywającego. Nie mieli mocnej siedziby. To był najmniejszy z problemów Vogela.

Wraz z rozpoczęciem sezonu i narastającą frustracją gracze stracili zaufanie do głównego trenera. Wiele z tego miało miejsce za zamkniętymi drzwiami, ale można je również zobaczyć podczas meczów. Sposób interakcji zawodników z Vogelem podczas przerw na żądanie lub podczas schodzenia z boiska ujawnił fatalne w skutkach zerwanie komunikacji. To, czego Sun nie powiedziała publicznie, znalazło odzwierciedlenie w ich mowie ciała.

Ponieważ „Wielka Trójka” w Phoenix zarobiła w przyszłym sezonie 150 milionów dolarów, Ishbia wykonał jedyny duży ruch, jaki mógł. Główny trener i brakująca szatnia nie mogą współistnieć, zwłaszcza jeśli w szatni brakuje przywództwa potrzebnego do rozwiązania takich problemów. Może Vogel zasługiwał na coś lepszego, ale musiał odejść, będąc kozłem ofiarnym za wszystko, co poszło nie tak. Tak to zwykle działa.

Należy docenić Ishbię za podjęcie tej trudnej decyzji, ponieważ w czerwcu zeszłego roku podpisał z Vogelem pięcioletni kontrakt, ale nie dajcie mu się zwieść. Odkąd przejął organizację, sprawił, że Suns nie da się zignorować, zwabiając na pustynię mecze All-Star WNBA i NBA, pokazując mecze w bezpłatnej telewizji i unowocześniając infrastrukturę. Jednak pomimo optymistycznego przesłania dostarczonego w zeszłym tygodniu, koszykarski produkt głównie ucierpiał z powodu posunięć, które realizował lub które zaakceptował. Dwa lata po finałach NBA Phoenix przegrał w zeszłym sezonie w półfinale Konferencji Zachodniej z ewentualnym mistrzem Denverem. W tym sezonie nie wygrali ani jednego meczu posezonowego. Minnesota prowadząca 2:0 z obrońcą tytułu Denver w półfinale nie powinna zmieniać niczyjego poglądu. Niezależnie od pojedynku w pierwszej rundzie, Suns nie zaszli daleko.

READ  Jose Altuve podpisuje przedłużenie kontraktu z Astros

Po porażce eliminacyjnej w czwartym meczu „Wielka Trójka” i inni dyskutowali o znaczeniu ciągłości i korzyściach płynących z budowania doświadczenia. Durant zauważył, że między innymi Minnesota, Denver, Boston i Oklahoma City grają razem od dwóch lub trzech sezonów i nie może się doczekać zbudowania podobnego zespołu. Strażnik Grayson Allen zgodził się. Powiedział, że Suns nauczyli się, co działa, a co nie.

Problem w tym, że Phoenix utknął w tej sytuacji od czasu przejęcia Duranta w ostatecznym terminie transakcji przypadającym na rok 2023. „Wymyśl to” stało się hasłem organizacji, obietnicą dnia, który nigdy nie nadejdzie. W zeszłym roku Suns upierali się, że ponieśli porażkę, ponieważ nie mieli wystarczająco dużo czasu, aby w pełni zintegrować Duranta. W tym roku mieli problemy, ponieważ nie mieli wystarczająco dużo czasu, aby w pełni zintegrować się z Bealem, który opuścił 29 meczów z powodu kontuzji, lub wypracować zgranie potrzebne do osiągnięcia wyższego poziomu.

W przyszłym sezonie będą mieli nowego trenera.

Ishbia był świetny dla Phoenix, ponieważ udowodnił, że nie boi się wydawać pieniędzy i robi wszystko, co konieczne, aby zapewnić franczyzie pierwsze mistrzostwo. To wszystko, czego chcą fani, ale te ruchy powinny się opłacić. Zespół, od którego oczekuje się rywalizacji, nie może uniknąć mistrzostw play-in. Nie da się go zmieść w pierwszej rundzie, niezależnie od tego, jak dobrze radzi sobie przeciwnik. Właśnie dlatego zeszłotygodniowa konferencja prasowa z Ishbią na zakończenie sezonu była tak dziwna. Mówił tak, jakby słońce było na dobrej drodze i że tutaj wszystko jest różowe. Wyrok był imponujący, ale przesłanie zbombardowane. Po raz pierwszy Ishbia straciła pewność siebie wśród fanów.

Kilkadziesiąt lat temu, gdy franczyza była w powijakach, dyrektor generalny Jerry Colangelo przeprowadził rozmowę kwalifikacyjną z trzema kandydatami na szefa zespołu. Pierwszym był KC Jones, były zawodnik i ośmiokrotny mistrz NBA. Drugim był główny trener Uniwersytetu Waszyngtońskiego Tex Winter, wynalazca potrójnego ataku. Trzecim był trener stanu Kansas Cotton Fitzsimmons. Z całej tej trójki Fitzsimmons wyróżnia się jako najlepszy komunikator, typ, który potrafi dostosować się do składu, niezależnie od tego, czy jest utalentowany, czy ma wady, i wyciągnąć z niego wszystko, co najlepsze. Dostał tę pracę i ostatecznie, po dwóch latach pracy w Phoenix, stał się jednym z najlepszych trenerów w historii franczyzy.

READ  Talor Gooch prowadzi po pierwszej rundzie LIV Golf w Australii

Tego właśnie potrzebuje Phoenix. Główny trener, który potrafi się komunikować. Będzie potrzebował silnego sztabu, który pomoże Suns w defensywie. Będzie musiał przekonać graczy, aby się zaangażowali i wykonali brudną robotę. Ale przede wszystkim nowy trener będzie musiał nawiązać kontakt z Bookerem, Durantem i Bealem i zmaksymalizować ich potencjał ofensywny. Może nie zapewniło to Phoenix mistrzostwa, ale tak jest zbudowany zespół Suns. W tej chwili to ich jedyna nadzieja.

(Zdjęcie Franka Vogela: Sam Huddy/Getty Images)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *